

Mijają lata, wracają wspomnienia. A im więcej tych lat przybywa to ogarnia mnie pragnienie by... to życie zacząć znów od początku. Zbliżają się kolejne święta Bożego Narodzenia i naszła mnie tęsknota za tym, co minęło i nigdy już nie wróci. A myślami wracam do domu swojego dzieciństwa i do swojej ukochanej Matki, przy której spędzałam każdą chwilę swojego wczesnego dzieciństwa. A już każde święta były tymi chwilami szczególnymi, które na zawsze zapadły mi w pamięci, bo zawsze był to czas magiczny i niezwykły. Bardzo lubiłam ten przedświąteczny czas, przygotowywanie świątecznych potraw ich niezapomniany aromat i zapach. Mama moja w okolicy Bożego Narodzenia robiła zawsze wyśmienitą kiełbasę , tak smaczną, że nigdy, w czasie mojego życia, nie udało mi się nigdzie takiej zakosztować. W jednym z kolejnych postów podam przepis kulinarny na jej wykonanie, bo naprawdę jest on wart wypróbowania i posmakowania. Ale to potem, bo teraz chciałam napisać o tym, jak to wspólnie z Mama wykonywałyśmy różne ozdoby choinkowe, przede wszystkim z papieru i bibuły. Najbardziej zajmowało moja uwagę wspólne z Mama strojenie choinki. W tym celu Mama wykonywała różne dekoracje z bibuły a ja jej pomagałam. Choinka, to zazwyczaj było drzewko jodły, naturalne. O sztucznych wtedy się nie słyszało.Tato szedł do leśniczego po asygnatę i zawsze przynosił z lasu piękną jodłę. Mnie w podziale tych przedświątecznych prac przypadało zazwyczaj wykonywanie papierowego łańcucha na choinkę, identycznego, jak to widać na pierwszym zdjęciu. Mam przygotowywała najczęściej języki z bibuły. Były to papierowe kule , charakteryzujące się wystającymi kolcami czy rożkami. Trzeba był najpierw wyciąć z bibuły koła, je ponacinać w odpowiednich miejscach i z tego, przy użyciu zaostrzonego ołówka i kleju, uformować rożki. Potem po kilka takich bibuł z rożkami trzeba było połączyć w całość i powstawała taka kula z rożkami, zwana jeżykiem. Mama potrafiła tez wykonywać koszyczki papierowe na choinkę, te w kształcie serduszka ale i inne. Bombki w tamtym czasie też nie były tak dekoracyjne, jak obecnie. Pamiętam również, ze na choince umieszczane były parafinowe świeczki w przypinanych do gałązek, lichtarzykach. Z białego papieru powstawały choinkowe aniołki. Upieczone drożdżowe ciasteczka przekłuwałam igłą z nitka i zawieszałam na choince. Znajdowały się tez na niej rajskie jabłuszka o pięknej bordowej barwie a także zakupione cukierki. Do końca świąt już tych cukierków na drzewku nie było, bo je systematycznie podjadałam, zostawiając na gałązkach puste papierki. Całość była przyozdabiana watą opatrunkową, która imitowała płatki śniegu na choince. Mróz malował piękne wzory na okiennych szybach, a przestrzenie w oknach skrzynkowych domostwa wykładaliśmy watą, na której ustawiałyśmy różne zwierzątka wykonane z kasztanów, żołędzi zapałek Noc Sylwestrowa zawsze kończyła się pomalowaniem okien wapnem lub popiołem, pannom i kawalerom. Kiedy już nieco podrosłam i na świecie pojawił się mój brat, , w Sylwestrową noc najczęściej zjeżdżaliśmy z górki na sankach, pod warunkiem, ze noc była jasna i świecił księżyc. A zaspy usypane ze śniegu, niekiedy były tak wielkie, ze tworzyły widoki znane mi dziś jedynie z internetowych zdjęć. Pamiętam, ze pewnego roku, w styczniu, taka zaspa śnieżna została usypana przez wiatr u wejścia do naszego domu. Byliśmy uwięzieni, na szczęśie sąsiedzi przybyli z pomocą i nas uwolnili, usuwając górę śniegu spod naszych drzwi!!! Nie pamiętam, aby odbywały się na wsi jakieś zabawy Sylwestrowe. Takie mam wspomnienia z tamtych lat.






















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz