niedziela, 24 listopada 2019

,, Nie ma jak u Mamy...,,





Mijają lata, wracają wspomnienia.  A im więcej tych lat przybywa to  ogarnia mnie pragnienie by... to życie zacząć  znów od początku.  Zbliżają się  kolejne święta Bożego Narodzenia i naszła mnie  tęsknota za tym, co minęło i nigdy już  nie wróci. A myślami wracam  do domu swojego dzieciństwa i do swojej  ukochanej Matki, przy której spędzałam  każdą chwilę swojego wczesnego dzieciństwa.  A już  każde święta były   tymi chwilami szczególnymi, które na zawsze zapadły  mi w pamięci, bo zawsze był to czas magiczny i niezwykły. Bardzo lubiłam ten przedświąteczny czas,  przygotowywanie świątecznych potraw ich niezapomniany aromat i zapach. Mama moja  w okolicy  Bożego Narodzenia robiła  zawsze wyśmienitą kiełbasę , tak smaczną, że nigdy, w czasie mojego życia, nie udało mi  się nigdzie takiej zakosztować. W jednym z kolejnych postów podam przepis  kulinarny na jej wykonanie, bo naprawdę jest on wart wypróbowania i posmakowania.  Ale to potem, bo teraz chciałam napisać o tym, jak to wspólnie z Mama wykonywałyśmy  różne ozdoby choinkowe, przede wszystkim z papieru i bibuły. Najbardziej zajmowało moja uwagę wspólne z Mama  strojenie choinki. W tym celu Mama wykonywała  różne  dekoracje z bibuły a ja jej pomagałam. Choinka, to  zazwyczaj było drzewko   jodły, naturalne. O sztucznych wtedy się nie słyszało.Tato szedł do  leśniczego po asygnatę i zawsze przynosił z lasu piękną jodłę.  Mnie  w podziale tych przedświątecznych prac przypadało zazwyczaj wykonywanie  papierowego łańcucha na choinkę, identycznego, jak to widać na pierwszym zdjęciu. Mam  przygotowywała najczęściej języki z bibuły. Były to papierowe kule , charakteryzujące   się wystającymi  kolcami  czy rożkami. Trzeba był najpierw  wyciąć z bibuły koła, je ponacinać w odpowiednich miejscach i z tego, przy użyciu zaostrzonego ołówka i kleju, uformować  rożki. Potem po kilka  takich  bibuł z rożkami trzeba było  połączyć w całość i powstawała taka   kula z rożkami, zwana jeżykiem.  Mama  potrafiła tez  wykonywać  koszyczki papierowe na choinkę, te w kształcie serduszka  ale i inne. Bombki w tamtym czasie też nie były tak dekoracyjne, jak obecnie.   Pamiętam również, ze na choince umieszczane były  parafinowe świeczki w przypinanych do  gałązek, lichtarzykach.  Z białego papieru powstawały choinkowe aniołki.  Upieczone drożdżowe ciasteczka przekłuwałam igłą z nitka  i zawieszałam na choince. Znajdowały się tez na niej  rajskie jabłuszka o pięknej  bordowej barwie a także zakupione cukierki.  Do końca świąt już tych cukierków na drzewku nie było, bo je systematycznie podjadałam, zostawiając na  gałązkach  puste papierki. Całość  była przyozdabiana  watą opatrunkową, która imitowała płatki śniegu na choince.  Mróz malował piękne wzory na okiennych szybach, a przestrzenie   w oknach skrzynkowych  domostwa wykładaliśmy watą, na której  ustawiałyśmy różne zwierzątka wykonane z kasztanów, żołędzi  zapałek Noc  Sylwestrowa zawsze kończyła się  pomalowaniem okien wapnem lub popiołem, pannom i kawalerom. Kiedy już nieco podrosłam i na świecie pojawił się mój brat, , w  Sylwestrową noc najczęściej zjeżdżaliśmy   z górki na sankach, pod warunkiem, ze    noc była jasna i świecił księżyc. A zaspy  usypane ze śniegu, niekiedy  były  tak wielkie, ze  tworzyły widoki  znane mi dziś jedynie z  internetowych zdjęć. Pamiętam, ze pewnego roku,  w styczniu, taka zaspa śnieżna została usypana przez wiatr u wejścia do naszego domu. Byliśmy uwięzieni, na szczęśie  sąsiedzi przybyli z pomocą i nas uwolnili, usuwając górę śniegu spod naszych drzwi!!! Nie pamiętam, aby  odbywały się na wsi jakieś zabawy   Sylwestrowe. Takie mam wspomnienia z tamtych lat.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz