

Plotka jest nieodłączną częścią życia na wsi. Wystarczy, że komuś się lepiej powodzi, któraś dziewczyna ma więcej zalotników, jest bardziej urodziwa, mądrzejsza lub lepsza niż inne i... już jest na wszystkich językach we wsi. W małej społeczności, wszędobylska plotka zatacza szerokie kręgi, ma wielką siłę rażenia i może wyrządzić wiele zła a osobę wrażliwą nawet ...zabić. Nie rzadko bowiem słyszy się, ze wskutek plotek, jakaś młoda dziewczyna...odebrała sobie życie. Moje życie na wsi, też nie było łatwe i wolne od plotek oraz pomówień. I też nie rzadko, przez te plotki płakałam. Ale wzmocniłam się psychicznie , i to bardzo, gdy kiedyś pewien starszy mężczyzna , przyjaciel mojego Ojca, powiedział mi - ,, nie płacz, bo gdybyś była zupełnie niczego nie warta, to nawet pies by o tobie nie zabrechał ,,. . Miałam też mądrą i dobrą Matkę, która potrafiła mnie przekonać do wielu życiowych prawd o kobiecie. To dało mi taka siłę i dowartościowanie, ze plotami...przestałam się zupełnie przejmować...W tamtym czasie, gdy wzrastałam i z podlotka zamieniałam się w ... nastoletnią dziewczynę, choć dziewczyn w takim wieku było kilka, ja jedyna byłam przez rodziców wysłana do miasta, bym tam mogła ukończyć liceum ogólnokształcące. Jeszcze w tamtym czasie , ani nie doceniałam walorów swojej urody, ani faktu zmiany statusu z dziewczyny prostej na edukowaną, gdyż dziewczyny w tym wieku zazwyczaj widzą w sobie same ... wady i niedoskonałości. We wsi też było kilku chłopaków, w wieku młodzieńczym. Jednym z nich był jedynak najzamożniejszej rodziny we wsi. Nazwę go symbolicznie... Romeo. Prawdę mówiąc, nie miałam żadnej okazji go kiedykolwiek spotkać, ani poznać, bo był ode mnie starszy prawie o 6 lat. Ale nasi rodzice byli w doskonałej zażyłości, bo mój tato był facetem przyzwoitym, małorolnym gospodarzem i doskonałym krawcem męskim. Miał 1 ha ziemi i często korzystał z urządzeń rolniczych tej rodziny. Rodzice, choć beze mnie, byli często tam zapraszani i goszczeni. Choć nie pamiętam, by kiedykolwiek tamci bywali u nas. W owym czasie nie miałam nawet świadomości, ze sam fakt mojego kształcenia się w liceum ogólnokształcącym wzbudzić może czyjąkolwiek zazdrość a także może podnieść mój prestiż, jako młodej dziewczyny, w oczach miejscowych amantów. Już gdy byłam w klasie 9-tej liceum, miałam przyjaciół w miejscowych chłopakach. Zwłaszcza, ze wsi sąsiedniej, gdzie mieszkała moja szkolna koleżanka, z tej samej, licealnej klasy. A była to wieś gminna. Często u niej bywałam, a także wspólnie chodziłyśmy na różne wiejskie uroczystości i zabawy. A to stwarzało możliwość poznawania innych młodych ludzi. I tak... najlepszym moim przyjacielem stał się wówczas Janek z sąsiedniej wsi. Był to chłopak biedny, ale szlachetny. Ja, wówczas 15-latka, czułam się przy nim bezpiecznie. Był mi jak brat. Janek także był świetnym tancerzem, więc z koleżanka i jej ówczesnym chłopakiem, stanowiliśmy ... dobrana paczkę. Ale wakacje ..., to nie tylko zabawy. Rodzice wymagali bym uczestniczyła w pracach domowych. A w wieku już nawet 15 lat, taka dziewczyna, nadawała się do... pasania krów! Mieliśmy dwie fajne krówki i ja chętnie się nimi zajmowałam, pilnując ich na pastwisku, czytywałam chociażby ,, Profesora Wilczura,, , ,, Trędowatą,, czy ,, Damę kameliową,,!!! Mazurska wieś, w której wówczas mieszkaliśmy, jest położona przy trasie krajowej Warszawa - Gdańsk Za tą szosą były pola i pastwiska oraz pobliskie lasy. Przez wieś przepływa rzeka Łyna, która w górnym swoim biegu jest jeszcze dosyć wąska i płytka. I tak pewnego razu, pasąc swoje krówki z prawej strony rzeki, dostrzegłam, ze po drugiej jej stronie zbliża się do mnie jakiś chłopak. Oczywiście poznałam . To był ... Romeo. Zdjął z nóg sandały i skarpetki, podwinął nogawice spodni i... przeszedł przez rzekę, na moją stronę. Okazało się, że po drugiej stronie rzeki było pastwisko przynależne do gospodarstwa jego ojca.. I Romeo tam tez pasał swoje stadko krów.Tak zaczęła się nasza kilkuletnia znajomość, która urwała się po moim wyjeżdzie do innego miasta, w celu dalszej nauki. Romeo był wysokim, dosyć przystojnym, dobrze zbudowanym blondynem o błękitnych oczach. Był zawodowym kierowcą, posiadającym wszystkie możliwe uprawnienia do prowadzenia pojazdów. Pracował jako kierowca autobusów a także w transporcie międzynarodowym. Jak na tamten czas, był światowcem i miał możliwość poznawania Europy. Znał też język niemiecki. Był autochtonem i stad ta umiejętność. Z tych swoich podróży zwoził mi różnego rodzaju prezenty. Pierwszy zegarek na rękę jaki miałam, był prezentem właśnie od niego. Rodzice jego byli zamożnymi gospodarzami, więc Romeo miał swój samochód osobowy, jak nikt inny wówczas. Była to poczciwa nasza Warszawa w dwu odcieniach koloru niebieskiego. Przychodził często do mojego domu i szczególnie w wakacyjne niedziele, zajeżdżał swoim samochodem pod mój dom, prosząc mojego Ojca, by pozwolił mu zabrać mnie na przejażdżkę lub na wyjazd nad jezioro. Nie miałam świadomości, że on mnie traktuje bardzo poważnie i że jestem jego wybranką na... żonę!!! Owszem, lubiłam go, ale to tylko tyle i...aż tyle. Ale... takie przejażdżki , taką furą, jaką wówczas była Warszawa i ...takie wspólne pasanie krów, nie mogło zostać niezauważone i koszmarnie oplotkowane przez miejscową społeczność... Po wsi rozeszła się plotka, ze ja... jestem z Romeem... w stanie błogosławionym!!! Było to oczywiście kłamstwo, a ja jeszcze wówczas , nie wiedziałam nawet skąd się biorą dzieci!!!.Pewnej niedzieli, moi rodzice znów zostali zaproszeni do jego domu. Kiedy wrócili, Ojciec tajemniczo powiedział do mnie , że nie powinnam się już spotykać z Romeem, bo to nie dla mnie... kawaler!!!. Nie wyjaśnił , dlaczego, a ja nie pytałam. Okazało się , co potem opowiedziała mi Mama, ze rodzice Romea, wskutek zasłyszanej plotki o mojej rzekomej ciąży, mieli powiedzieć im w czasie spotkania, że oni, i owszem, chcą bym ja została ich synową, ale... nie tak szybko... Ojciec mój w pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi. Ale, gdy mu tę plotkę powtórzono, odpalił..., ,, ONA, tzn. ja, waszą synową ... nigdy nie będzie ... ani szybko, ani nawet powoli. Ona wcale się na waszą synowa nie wybiera, a my nie na takiego zięcia..., czekamy!!!,,. Przyjażń między naszymi rodzicami nagle się skończyła a Romeo...nieoczekiwanie dla samego siebie, ,,harbuza dostał,, choć zapewne tego nie chciał. A tak właśnie kiedyś bywało , że w nie tak danych czasach, kiedy przychodził chłopak z wódką, prosić o rękę dziewczyny, to podanie przez domowników do tej wódki kawałka owocu arbuza, zamiast chleba, stanowiło odmowę. Tak powstało powiedzenie...,, harbuza dostał,,. Ja, oczywiście już się z Romeem nigdy nie spotkałam, choć było mi go żal. Wiem, że ...nie byłam mu obojętna. A co się tam póżniej działo, to istne szaleństwo. Romeo... pobił się ze swoim ojcem!!!. Nawet starano się moich rodziców przeprosić...ale raczej bezskutecznie. A ta dziewczyna, starsza ode mnie o kilkanaście lat, która plotkę o mnie rozpowszechniła, była w ciąży , ale z kimś innym. Była ona starsza również od Romea, chyba o 8 lat. Chodziło jej jednak o to, by ojcostwo tej ciąży, wmówić mojemu chłopakowi, by znależć się w dobrej sytuacji materialnej. Niczego nie mogę wykluczyć, ale kiedy to się działo, Romeo miał wówczas około 20 lat. Konflikt był zawzięty i owocował w brzemienne oraz zabawne zdarzenia. Romeo potem ożenił się z inną dziewczyną, a ich goście weselni zostali obrzuceni kamieniami przez tę rywalkę i jej rodzinę. Na koniec okazało się , że Romeo, nie mógł mieć dzieci, bo to podobno z tego powodu, opuściła go żona!!! Umarł przedwcześnie , w wieku 35 lat, na jakąś nieuleczalną chorobę. I taka to była szalenie smutna historia. Historia z lat mojej młodości. Mnie ona nie dotknęła szczególnie, bo Romeo nie znaczył dla mnie zbyt wiele, nie zdążył chyba mnie zauroczyć i wciąż przebywałam przecież poza ta wsią i jej społecznością. Lecz to jeszcze nie byłby koniec tej opowieści, gdybym nie napisała o... Janku. Janek ożenił się z jedną z moich szkolnych koleżanek. Kupili księgarnię w powiatowym mieście i z tego biznesu się utrzymywali. Mieli dwie córki. Ale ... Janek również zmarł przedwcześnie. Obydwaj zostali pochowani na tym samym cmentarzu. Kiedy bywam na Mazurach, bo życie wypędziło mnie stamtąd za ...mężem, gdzieś daleko w Polskę, idę na miejscowy cmentarz, by im obu zapalić znicz i położyć każdemu na grobie... białą różę. Taką mam potrzebę serca..., by uszanować ich młodzieńcze uczucia do mnie. A moja szkolna przyjaciółka, z sąsiedniej wsi, wyszła za mąż za kapitana ZW i do dziś mieszka w Gdańsku. Czasem się spotykamy, a to w Gdańsku, a to na sopockiej plaży a to na Mazurach Na ostatnim zdjęciu, fura Romea.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz