Jak obyczaj każe stary, w każdą Wielką Sobotę idziemy ze święconką do kościoła, by tam poświęcić nasze pokarmy. Zwyczaj ten podobno ma średniowieczne żródła pogańskie...nie mniej jednak...tradycja to piękna sprawa. Aby tę święconkę przygotować, potrzebny jest koszyczek, obowiązkowo wiklinowy. Wybór koszyczków dziś mamy spory. Jest w czym wybierać. Ale ja pamiętam ten czas, kiedy nie zawsze tak było. W latach pięćdziesiątych, tuż po wojnie, mój Ojciec zrobił Mamie do święconki, taki oto mniej więcej koszyczek wiklinowy , jak na zdjęciu niżej. Dokładnie tak wyglądał. Mój Tato miał złote ręce i wiele rzeczy potrafił sam zrobić, choć był z zawodu krawcem męskim. Pamiętam, że pięknie rysował ołówkiem... chociażby ...kwiaty. Mama taki koszyczek dekorowała asparagusem,kwiatkami z ogródka, wkładała do niego śnieżnobiałą serwetę i do tak przygotowanego koszyczka, wkładała przygotowane przez siebie pokarmy. A więc mały chlebek, pętko kiełbasy, jajka, kraszanki, sól , cukier, ciasto itd. Ze święconką chodziłyśmy do kościoła oddalonego o 3 km. Takie to są moje wspomnienia z dzieciństwa. Ale dziś mamy pięknie udekorowane koszyczki i żadnych problemów z ich zdobyciem. Ja również w tym roku zmodyfikowałam nieco dekoracje swoich koszyczków, co pokazuję na zdjęciach zamieszczonych na końcu posta. Zdjęcia , żródło - Internet i moje własne.
Właśnie ...taki.
A to są moje koszyczki do święconki. Ostatnio zrobiłam do nich nowe, szydełkowe serwetki. Pomyślę jeszcze o odpowiednich dla nich dekoracjach florystycznych. Chociaż też mogłabym o wykonanie takich dekoracji, poprosić panią z kwiaciarni. Byłaby wówczas bardziej profesjonalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz